poniedziałek, 20 czerwca 2011

Warsaw Challenge 2011 czyli breakdance, freestyle, beatbox, koncerty, karkówka za 10 zł i nieudana kontrola policji


Tak, to były 2 świetne dni kończące moją jakże długą (trwała aż 9 dni, nieźle nie?) majówkę. 7 maja czyli w sobotę o godzinie + / - 13 pojawiłem się na miejscu (przypominam, że impreza odbywała się w parku Sowińskiego) i zaczęło się od zapoznania z terenem i przed godziną 14 byłem w okolicach sceny czekając na koncert jednego z moich ulubieńców a mianowicie byłego już króla podziemia czyli VNM’a. I tak ok. godziny 14.15 jak się spodziewałem, zaczął się ogień. Było na wstępie ‘To Mój Czas’, było ‘Zrób To’, ‘I Żeby Było Normalnie’, ‘Chora Ambicja’, ‘Flaj’, i też skandowany przez publikę niedaleko mnie ‘Placek Z Haszem’. I można powiedzieć, że zaczęło się na grubo. Lecz nie spodziewałem się tego, że największe emocje były przede mną. Zaraz po Venomie na scenie niespodziewanie pojawili się inni reprezentanci PROSTO a mianowicie Dwa Zera (Rak i Tomasina dla przypomnienia) wraz z ich DJ’em. Można było się spodziewać że niewiele osób zostanie i tak też się stało, pod sceną zostało może 35 góra 50 osób (hmm, do rekordu Vienia niewiele zabrakło). Ja również zostałem, żeby posłuchać jak brzmi kilka kawałków z „Płyty Z Czarnych Płyt” na żywo. Zagrali chyba 3 czy 4 kawałki i pokazali się z dobrej strony. Najlepiej zaprezentowali ‘Widzę Gwiazdy’. Szkoda tylko, że Wojtek słabo ich wypromował bo może wtedy pod sceną stałoby przynajmniej 300 osób… Ale też większość wie, że Ci panowie mistrzami na majku nie są, więc może to większość „odstraszyło”. Potem jakoś ok. godziny bodajże 15.30 rozpoczął się koncert Tedego. I zaczęło się od komunikatu Jacka dla wszystkich hejterów i antyfanów że nieważne czy go lubią czy nie, że mogą go nienawidzić, mogą pokazywać środkowy palec, mogą go zabić ale i tak nie zniszczą tego jego twórczości, czyli HIP – HOPU. Ehhhh, nie ma to jak porządne wejście :D Ale oczywiście nie pojawił się sam. Wraz z nim był DJ Tuniziano, Zgrywus a także gość, którego do tej pory nie rozkminiłem, któż to. Początkowo myślałem, że to WuWunio z powodu charakterystycznych okularów ale to nie był on. Zapuścili również jakiś znany utwór ale nie rapowy przy którym połowa publiki zaczęła się dobrze bawić lecz Jacek przerwał imprezę pytaniem czy publika przyszła tu na koncert disco czy na hip – hopowy. Także kolejny plus dla „wieprza”. I tak ruszył kolejny koncert bomba. Był ‘Glokk’, ‘Kalash’, były ‘Diamenty’ i ‘N.M.C.’ ze wspólnego mixtape’u South Tropez ze Zgrywusem. Nie zabrakło również klasyków takich jak ‘Drin za Drinem’ czy ‘Wielkie Joł’. Pojawiły się również inne utwory z repertuaru Jacka: ‘Nawet jeśli ktoś Nas przekreślił’, ‘Olej Onara’, ‘Airmax Classic’. Co ciekawe, byli również antyfani którzy chyba chcieli dopiec „wieprzowi” krzycząc Jebać Tedego a także jeden osobnik który wytrwale pokazywał środkowy palec, ale tak jak powiedział Jacek na początku jego występu i tak tym za wiele nie zdziałają oprócz tego, że połowa publiki dziwnie się na nich patrzyła. Nie wiem też jakim cudem pewnemu osobnikowi udało się „przemycić” bodajże 500 ml Krupniku :D (oczywiście chodzi o wódkę) Niby dokładnie sprawdzali przed wejściem, ale to już ich sprawa. Ale wracając do tegoż osobnika dostał się pod scene i proponował Jackowi skosztowanie tego trunku lecz odmówił, bo w sumie nie miał innego wyboru :D I tak też po godzinie zakończył się koncert połówki Warszawskiego Deszczu który także był na wielki plus. A impreza trwała dalej, przed następnym koncertem odbyły się kolejne bitwy breakdance’owe a także bitwa freestyle’owa pomiędzy Flintem a zwycięzcą ostatniej WBW. Jak się zakończyła? Nie mam pojęcia bo to mnie zbytnio nie interesowało. Koło godziny 17.30 bodajże rozpoczął się koncert grupy nazywanej przeze mnie i pewnie nie tylko „nową Molestą” a mianowicie ekipy Parias w składzie: Eldo, Włodi, Pelson. Był to ich pierwszy oficjalny koncert. I to jaki ! Publiki było chyba tyle co na występie Tedego. Mieli jakąś godzinę na występ i zmieścili się z całą płytą. Oczywiście nie zabrakło pana z Krupnikiem tym razem dla Eldo ; D Kawałków jakich zagrali nie wymieniam, bo i tak pewnie jeszcze nie ogarniacie. Umieszczone są na ich kanale YouTube. Ale jak już to koniecznie polecam „Parias”, „Dobosz” i „Bezczelni”
A teraz może coś dla odbicia i wspomnienie o tej jakże drogiej karkówce. Głód dopadł a do koncertu gwiazdy wieczoru czyli De La Soul niewiele jakieś 15 minut. A że coś porządnego do jedzenia w parku to tylko karkówka lub kiełbasa trzeba było taką spożyć. Ale okazało się że cena za kawałek karkówki to… 10 zł. Ale niestety mały głód atakował więc nie pozostało nic innego jak spożycie tegoż kawałka. Jedynym pocieszeniem było to, że można było wziąć ile się chce kromek chleba i sosów.
To pora wrócić na koncert De La Soul. Niezłym zaskoczeniem było to, że amfiteatr był wypełniony po brzegi. Ale mogło to być spowodowane padającym deszczem który zmusił niektórych do wejścia pod dach. Tej amerykańskiej ekipy zbytnio nie znałem, ale okazało się, że ok. 25 lat stażu w rapie pokazuje jaki ogień można zrobić na scenie. Przez ponad godzinę cały amfiteatr bujał się na wszystkie strony. Takiej mocy jeszcze nie widziałem. Mam nadzieję, że na kolejnej edycji również pojawią się jakieś zagraniczne gwiazdy. Koncert a także 1. dzień Warsaw Challenge dobiegł końca. Więc pora przejść do dnia 2. trochę słabszego niż 1.

I tak też dzień 2. rozpocząłem od wejścia na teren parku i oglądania koncertu Chonabibe (fajny skład, polecam posłuchać ich tracków) poza obrębem amfiteatru. Ale naszła również chęć na coś tańszego do picia czy też jedzenia. Więc wraz z bratem ruszyłem na wyprawkę do oddalonego o jakiś niecały kilometr sklepu dla ubogich czyt. Biedronka. W trakcie drogi Naszą drogę przeciął samochód z którego wysiadło dwóch całkiem sympatycznych panów powiedziało że są policji, i zablokowało Naszą wyprawkę na jakieś 20 minut. Niestety nie znaleźli na Nas żadnego haka ; ) Nie wiem czemu uważali że mogliśmy mieć towar ale to szczegół, bo przez to o jakieś 10-15 minut spóźniliśmy się na koncert HIFI Bandy co z deka mnie zdenerwowało, bo liczyłem na jakieś miejsca praktycznie pod sceną.
HIFI wystąpiło z DJ Kebsem a także ze swoim bendem co nadało ich występowi dodatkowego smaczku. Był utwór który bardzo lajkuje tj. „Noc nie daje snu 2” w którym jak wiadomo swoją zwrotkę dograł Chada. Dlatego też wszyscy pod sceną podnieśli rękę w górę specjalnie dla niego tak jak to Diox albo Hades chciał. Ogółem podsumowując ekipa zaprezentowała się świetnie ponieważ wszyscy dobrze się zgrywali. Także ode mnie dla nich wielki +. I przyszedł czas na znanego wielu GIMBUSOM GrubSona. Amfiteatr był prawie identycznie pełny jak na De La Soul dzień wcześnie. Gość dał do pieca ale nie będę jego występu opisywać skoro można się spytać jakiegoś GIMBUSA który tylko na jego koncert przyszedł w ciągu całej tej imprezy a poza tym cały występ jest na YouTubie. Dodam jeszcze jedno, że wraz z Grubym na scenie pojawił się Jotoskleja który wspomagał go podczas występu. I od razu ostrzegam, jeśli będziecie na koncercie GrubSona, to żebyście się nie potrzebnie wkurwiali starajcie się nie przebywać pod sceną lub w jej okolicach bo możecie Wasze buty z dek zniszczyć i poza tym możecie ogłuchnąć od krzyczenia przez GIMBUSIARNIE Grubson ! Grubson ! Grubson ! O Jezu ! O Jezu ! Mało brakowało a jeszcze by którą orgazmu dostała o.O Niestety na koncert Hocus Pocus nie zostałem, bo nie miałem możliwości ale z tego co słyszałem też był kozacki.

Podsumowując tegoroczną edycję Warsaw Challenge powiem jedno, praktycznie na każdym występie był rozpierdol w miarę możliwości artysty. Występy b-boyów również były na wysokim poziomie a i atrakcji nie brakowało. Jedno jest pewne: na kolejnej edycji nie może mnie zabraknąć !

PS. Sorry że tak późno ta relacja, ale lepiej późno niż wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz